Rozważania o niepodległości (czy o jej synonimach: niezależności, swobodzie, wolności) to chyba temat obowiązkowy na 11 listopada. Dziś świętujemy odzyskanie przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów, dziś też warto byłoby się zastanowić ile jest wolności w naszych relacjach, miłosnych i rodzinnych.
Ale co w ogóle oznacza „bycie wolnym”? Poszukując definicji wolności przejrzałam artykuły dotyczące filozofii i religii i zdałam sobie sprawę, że gubię w tej całej wiedzy swój własny pogląd na tę sprawę. A więc krok w tył i jeszcze raz: czym dla mnie jest wolność?
Wolność to…
… szczególny stan umysłu w którym brak konieczności dokonywania wyboru między moim dobrem a dobrem relacji.
… umiejętność wyrwania się z okowów stereotypów: dobrej matki, kochanki, wzorowej partnerki.
… wyrzucenie z głowy wewnętrznego krytyka który wciąż i wciąż powtarza, że „…mogłam być lepsza, mogłam bardziej się postarać…”.
… umiejętność akceptowania negatywnych emocji i pozwolenie sobie czasem na smutek.
… akceptacja swojej fizyczności. Unikanie krzywych zwierciadeł i czucie się atrakcyjną niezależnie od ilości kilogramów i metek.
…poczucie posiadania błękitnej, jasnej przestrzeni we własnej głowie, takiej jak na fotografiach z wakacji.
No dobrze, ale jak to się ma do miłości?
Parafrazując myśl Natalii de Barbaro – choć miłość ma ogromny potencjał ograniczania wolności, to równocześnie bez wolności nie jest możliwa.
Jeśli więc rezygnujemy z czegoś ważnego po to, by utrzymać związek, to paradoksalnie tworzymy zagrożenie dla tego związku.
Zatem na zakończenie – ćwiczenie.
Jeśli jesteś w związku, zrób listę rzeczy, które lubisz robić bez swojego partnera/partnerki.
Czy robisz je teraz rzadziej niż kiedyś – rzadziej, niżbyś chciał/a?
Jeśli tak, wybierz jedną z nich i zaplanuj czas, który jej poświęcisz.
PS Jeśli chcesz sprawdzić jaka jest Twoje potrzeba wolności, wykonaj test Na ile czujesz się wolna/y.