Mój organizer, już od dawna przypominał mi o tym że 23.06.2016 jest Dzień Ojca.
Od paru lat, ja również piastuję tę funkcję wobec swoich synów, więc trudno mi z tej okazji, nie pomyśleć o tym jakim ojcem jestem dla nich.
Chciałem napisać esencjonalnie. Wyszło jak zwykle. Nie może być jednak inaczej, skoro myśląc „Ojcostwo” czy szerzej „rodzicielstwo” widzę pędzące stado wspomnień, myśli i dźwięków z których spora część, pozornie się wyklucza.
Internet aż huczy od artykułów, pt. „Jak być dobrym ojcem” albo „Nowoczesny ojciec – jak pogodzić rodzicielstwo i partnerstwo z karierą” i tym podobne dlatego nie będę was pouczał czy dawał dobrych rad. Zamierzam wykorzystać te wpisy, aby podzielić się z Wami, moim spojrzeniem na to, co jeszcze parę lat temu było raczej tematem niewybrednych żartów. Żartów czy sarkastycznych lub skrajnie wyidealizowanych komentarzy, dotyczących nieodgadnionej wtedy przyszłości, a nie tematem jakiejś płytkiej chociaż, refleksji nad sobą czy własną rodziną.
A że najlepiej zacząć od początku, to tak zrobimy dzisiaj.
Kiedy byłem bardzo młody, myśląc o tym że kiedyś też będę ojcem (techniczne zagadnienia wtedy nie do końca były dla m nie jasne, lecz same założenie, Kobieta + Mężczyzna = Dziecko, było dość oczywiste i zrozumiałe) widziałem siebie jako ojca idealnego.
Mającego zawsze czas dla dziecka, z którym będę się bawił i którego zawsze wysłucham.
Widząc w tym obrazie swoje dziecko, widziałem kogoś posłusznego, sprytnego i odważnego – kto będzie moją małą (lepszą) wersją.
Patrzyłem przecież na swojego Ojca i innych ojców odkąd pamiętam, więc materiał porównawczy i punkt odniesienia miałem niezły – a że siebie znałem też nieźle, to wszystko było dosyć spójne.
Jak na tamten czas oczywiście.
Bo to właśnie patrząc na swojego tatę, jego zachowanie wobec mnie, mamy, siostry i innych ludzi – porównując jak zachowuje się w domu, a jak po za nim, wyrabiałem sobie swoje zdanie i budowałem swój obraz ojcostwa.
Jakie macie najwcześniejsze wspomnienie, dotyczące waszego rodzica?
Jesteście częścią czy może tylko obserwatorem scenki?
Ja patrząc na to trochę oczami dziecka, a trochę dzisiejszego rodzica, doszedłem do wniosku że właśnie w tamtym momencie, moje rodzicielstwo bierze swój początek.
Bo przecież ojciec to tylko jedna z ról jaką mamy w życiu.
Obok niej, funkcjonujemy równolegle jako; mąż, partner, pracownik, opiekun, przyjaciel, kuzyn, członek rodziny, czy wreszcie dziecko – wszak nawet ojciec jest czyimś dzieckiem.
To jak patrzyłem na swojego ojca, to gdzie był i co robił, dało mi punkt odniesienia.
Kiedyś wzór, potem kontrapunkt i przykład „Jaki nie chcę być”, wrócił do miejsca gdzie był kiedyś – wzoru, chociaż nie idealizowanego.
Tym bardziej, kiedy patrzę na codzienne zachowanie moich synów, widzę jak wiele czerpią od tych których mają w zasięgu wzroku na co dzień 🙂
Z byciem ojcem jest trochę jak z przygodami głównego bohatera, w filmie „Efekt Motyla” który odkrywa że może się cofać w czasie i w ten sposób wpływać na swoją teraźniejszość … Cały film jest ważną lekcją, że co prawda nie wszystko co robimy i co przeżywamy tworzy fundamentalne zmiany w naszym życiu, ale wszystko co przeżywamy, wpływa na nas w sposób często nieprzewidywalny, a jednak mający znaczenie.
Dlatego codzienne spacery, kąpiele niemowląt, nucenie piosenek, przytulanie oraz czytanie do snu – to drobne ziarenka, które składają się na końcowy obraz naszego rodzicielstwa i dzieciństwa naszych dzieci.
Gdzieś musi być pierwszy krok do rodzicielstwa – dla mnie Ojcostwa – i właśnie w dzieciństwie i relacjach z najbliższymi upatruję źródło.
A jak u was?
Przypomnieliście sobie te najwcześniejsze wspomnienia Waszych relacji z Ojcem?
Podzielcie się, jeśli chcecie.:)