Dziś kolejny raz mamy przyjemność udostępnić łamy naszego bloga naszemu gościowi, a właściwie gościni – Marzenie Wilczewskiej. 

Marzena Wilczewska to fajna kobieta, niezrównana przyjaciółka, twórczyni urzekających sutaszy, wielbicielka Henrykowa i Białołęki oraz psycholożka, która podzieli się z nami swoimi refleksjami na ważki temat.

Gorąco zapraszamy Was do lektury, przypominamy jednak, że:

Głos naszych gości jest ich własnym, niemoderowanym przez nas zdaniem i odzwierciedla ich poglądy i doświadczenia.
Para Mieszana jest platformą, która umożliwia wyrażenie różnych zdań w w tematach, którymi się zajmujemy – nie muszą (choć mogą) być one zbieżne w 100% z naszymi, tym niemniej stanowią ważny punkt w dyskusji.

Miłej lektury 🙂

 

Jak wyrwać się spod władzy etykietek? Czyli droga w kierunku nadziei…

 

Za nami Święta Zmartwychwstania. Taki szczególny czas, gdy głębiej myślę o tym, że jest taka Miłość, która pokonała śmierć i zmartwychwstała, stąd pojawiło mi się kilka refleksji o ograniczeniach i nadziei.

Przyszło nam żyć w świecie, który wraca do pisma obrazkowego – od czasów egipskich hieroglifów zatoczyliśmy krąg – jak opisuje to jeden z facebookowych memów. Żyjemy w świecie, który z zawrotną prędkością pędzi wciąż naprzód. Stąd chyba umiłowanie do skrótów, uśmiechniętych buziek zrobionych z dwóch liter i wszelkich uproszczeń, które maja usprawnić kanały komunikacyjne.

Czy istnieje zatem „zagrożenie skrótu” w naszych międzyludzkich relacjach?

Czy w świecie umiłowania szybkości i użyteczności zapominamy, że lepsza od skrótu jest forma opisowa – zwłaszcza w odniesieniu do drugiego człowieka?

 

Etykietka DDA

 

Przypomniała mi się rozmowa z moim znajomym, który mówiąc o zachowaniu swojej partnerki powiedział z gniewem: „No, po prostu DDA..” Zapytałam go wtedy : „Przepraszam, to znaczy, że co? Bo nie bardzo rozumiem…”

Co nam dają tego typu skróty?

Czy pomagają nam w życiu?

Czy może są przeszkodą w budowaniu dobrych relacji?

Czy są motywacją rozwoju czy może go spowalniają?

Aczkolwiek podejmę skrótową – niestety – próbę odpowiedzi, to zachęcam do refleksji.

Przyznam się, że kiedy myślę o przytoczonym powyżej przykładzie, to traktuję takie użycie skrótu DDA jako uproszczenie, które z jednej strony pokazuje, że z czymś jest nam trudno, ale z drugiej strony może okazać się niesamowitą pokusą zwolnienia siebie samego z myślenia, z czucia, z podejmowania wysiłku zrozumienia. Może być też utrwalaniem pewnego sposobu myślenia i funkcjonowania zarówno dla kogoś, kto używa takich skrótów, jak i dla tego, wobec kogo operujemy takimi uproszczeniami.

 

Etykietki DDA

 

 Walcząc z etykietkami…

 

Zacznijmy od przypomnienia lub wyjaśnienia skrótu DDA czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików – tzn. osoby dorosłe, których jedno lub oboje rodziców jest uzależnione od alkoholu. Szerzej tym tematem zajmuje się na tutejszych łamach Kinga Józefowicz, której artykuły polecam serdecznie uwadze i lekturze czytelników.

Wracając do wspomnianego na początku przykładu – wypowiadając zdanie „On/ona jest DDA” warto jest zastanowić się, co ono dla mnie znaczy. Czy jest wyrazem zrozumienia i troski wyrażanej wobec drugiej osoby? Czy może braku zrozumienia i skrótu?

Bardzo ważne jest również zrozumienie swoich własnych uczuć i nastawień, które pojawiają się wewnątrz osoby myślącej czy mówiącej o sobie „Jestem DDA”. Czy w głębi siebie czytam to jako „Wiem, że mam takie trudności, ale próbuję coś z nimi robić”? Czy może wręcz przeciwnie tłumaczę to sobie jako: „Nie muszę się już starać, bo i tak się nie uda”, „Tak już jest i nic się nie zmieni”?

Jaka jest rola takiego skrótu jak DDA? Myślę, że te trzy litery miały pomóc w zrozumieniu trudności, nieprzyjemnych a silnych uczuć, czy przyczyn niepowodzeń poprzez przyporządkowanie ich do konkretnych wydarzeń życia, konkretnych przeżyć z dzieciństwa. Skrót ma zatem coś wyjaśnić, by móc pomóc.

Istnieje jednak obawa, że jeśli skrót zacznie funkcjonować jako etykietka, to zacznie żyć swoim własnym życiem i zamiast coś wyjaśniać, staje się słowem – wytrychem, które nie wyjaśnia nic. Zaś słowa-etykietki mogą być niebezpieczne, bo mogą hamować rozwój, zamykać na nowe możliwości, mogą być usprawiedliwieniem zaniechania prób, mogą prowadzić do utrwalania tych stanów czy zachowań, których się nie chce… Czy taki cel chcemy osiągnąć? Przypuszczam, że nie.

Podlegając pod władzę etykietek zamykamy swoje oczy na odkrycie nowych i zaskakujących ścieżek do szczęścia. A przecież historia każdej osoby jest inna, nawet jeśli pewne wydarzenia są podobne. DDA to nie naklejka na słoiku – jak powiedziała kiedyś pewna terapeutka.

 

Etykietka dda -słoiki

 

W stronę nadziei…

 

Myśląc o perspektywie życia ludzi, którym przyszło żyć, dorastać w rodzinach z problemem alkoholowym, ważne jest dostrzeżenie tych trudnych wydarzeń, przez które przeszli. Ale równie ważna jest perspektywa tego, że mają oni do odkrycia w sobie coś, co może ich zaskoczyć bardzo pozytywnie – szans i nadziei.

Kilkanaście lat temu w moje ręce wpadła książka H. Kolitzusa po tytułem, który można przetłumaczyć jako „Miłość i pijaństwo”. Wśród rozmaitych zagadnień związanych z uzależnieniami i rodziną alkoholową autor umieścił w publikacji tabelkę zawierającą charakterystykę czterech ról bohatera/bohaterki, kozła ofiarnego, dziecka we mgle i maskotki z opisem zachowania, cech osobowości, życia uczuciowego itp. Moją uwagę przykuła jednak rubryka „Po przepracowaniu”. Kolitzus przedstawia w niej perspektywę rozwojową,  propozycje kierunku pracy czy też możliwych do osiągnięcia celów dla każdej z ról, ze zrozumieniem konkretnych trudności.

 

Etykietka DDA

 

Przykłady:

 

Człowiek, który jest zagrożony perfekcjonizmem, pędzi w kierunku pracoholizmu, nie potrafi przyjmować tego, że popełnia błędy i ponosi porażki, a  jego życie uczuciowe naznaczone jest głównie przeżywaniem lęku, smutku i gniewu, nie jest skazany na takie życie. Kolitzus pokazuje przykładową perspektywę rozwoju- pełna kompetencja na kierowniczych stanowiskach, świadomość celów, cieszenie się powodzeniem, osiąganie sukcesów.

Ktoś może powiedzieć „Przecież to jest to samo…”

Chyba jednak nie. Czym innym jest przymus działania i niemożliwość dopuszczenia własnych błędów, nastawienie, że „muszę sam,” „nikt mi nie pomoże”, „tylko ja jestem w stanie zrobić to najlepiej”, a czym innym umiejętność pracy w zespole, przyjmowania realnej a nie nadmiernej odpowiedzialności, funkcjonowania jako mądry i sensowny szef, który potrafi osiągać sukcesy, rozmawiać z podwładnymi, ustalać realne cele. Koszty emocjonalne i zdrowotne obu stylów zachowania mogą się różnić – nie dźwiga się tyle.

Z kolei dla osoby, której świat emocjonalny to przede wszystkim gniew i smutek, a która podejmuje różne niebezpieczne zachowania, co może łączyć się z zagrożeniem uzależnieniem, złamaną karierą szkolną itp. Kolitzus widzi szansę rozwoju (po przepracowaniu problemu) w kierunku odważnego podejmowania i uniesienia ryzyka, również odwagi w stawaniu po stronie tego, co realne – rzeczywistości.

Następny przykład – osoba, która w świecie emocji przeżywa przede wszystkim smutek, złość, poczucie opuszczenia, doświadcza trudności w podejmowaniu decyzji jak również towarzyszącego temu niezadowolenia, wg Kolitzusa może swoje problemy przepracować np. w kierunku niezależności własnych poglądów od wpływu innych, w kierunku bycia kreatywnym, pełnym fantazji, odkrywczym.

Ostatni przykład – człowiek, w którego świecie uczuć dominuje lęk, uczucie osamotnienia i bycia nieważnym. Ktoś, kto podąża w kierunku histerycznych reakcji, przymusowego klaunowania, unikania traktowania życia na serio i poszukiwania jako partnera/ partnerki bohatera rodzinnego, zdaniem Kolitzusa może żyć inaczej. Taka osoba może zostać dobrym sprzedawcą, aktorem, błyskotliwym, dowcipnym, pełnym humoru, jednocześnie potrafiącym wczuć się w sytuację innej osoby, gotowym do pomocy.

Przytoczone propozycje Helmuta Kolitzusa wydały mi się interesujące, gdyż pozwoliły spojrzeć w innym świetle na trudności wynikające z funkcjonowania w rodzinie alkoholowej. To trochę tak, jakby ktoś mówił do ludzi, którzy tego doświadczyli: „Wiesz, masz fajne umiejętności, tylko ich jeszcze nie odkryłeś w dobry, budujący sposób…”

A chyba o taką szansę chodzi…

Tego odkrywania ku życiu życzę wszystkim

 

Marzena Wilczewska