Wyobraźcie sobie, że po wielu latach mieszkania na Ziemi, powiedzmy, że w Europie, dostajecie interesującą propozycję zamieszkania na innej planecie.
Zapowiada się całkiem fajnie, co możecie wywnioskować z opisu i zdjęć w folderze reklamowym. Niektórzy z Was myślą sobie: „Tak, to to, czego szukałem/szukałam”. Słyszeliście też od różnych ludzi, że życie na tej planecie jest naprawdę dobre.
Wyjeżdżacie tam, okazuje się, że nikt Was nie naciągnął, warunki opisane w ofercie były prawdziwe.
Klimat jest nieco podobny do ziemskiego, bardziej przyjemny. Warunki do życia dobre – komfortowe mieszkanie, brak trosk finansowych.
Istoty zamieszkujące planetę są przyjazne, chętnie współpracują.
Jest wiele rzeczy, które się Wam podobają. W zasadzie czujecie się trochę „jakbyście Pana Boga za nogi złapali”.
Po pewnym czasie orientujecie się, że coś jest nie tak
Prawie cały czas jest ciepło i przyjemnie, ale nie bardzo wiadomo, co zrobić ze starymi ubraniami, które lubicie, a które tutaj nijak nie pasują.
Jedzenie jest zdrowe, ale czasami chcielibyście zjeść coś innego, np. z fast fooda, a tu nie ma takich miejsc.
Najgorsza jest jednak komunikacja z istotami. Są przyjaźnie nastawione, nie wiadomo, jak się zachowywać wobec nich, jakiego języka używać. Czasami dopada Was zły nastrój, ale nie ma się z kim pokłócić.
Nie ma na co narzekać, nie ma z kim walczyć. Stajecie się podejrzliwi albo wydaje się Wam, że jest kiczowato.
Brakuje adrenaliny a równocześnie czujecie się zagubieni, czujecie się gorzej. Brakuje Wam chłodu, przykrych ludzi, tego, co znacie z Ziemi.
Trudno Wam się przystosować
Zaczynacie się rozglądać za innym miejscem do zamieszkania. Dosyć szybko wyszukujecie propozycję wyjazdu na kolejną planetę. Tym razem nie słuchacie rad, zdajecie się na własny, wewnętrzny kompas, wewnętrzny GPS.
Ta planeta także z opisu jest podobna do Ziemi. Przybywacie tam i od razu czujecie się swojsko. Jest zimno, możecie ubrać swoje stare ciuchy. Kiepskie jedzenie, w gruncie rzeczy, Wam znowu smakuje. Miejscowi są dosyć agresywni, możecie więc walczyć, a czasami opiekować się rannymi. Propozycje zmiany planety ignorujecie, zajęci walką, ratowaniem. Nie jesteście do końca szczęśliwi, ale macie poczucie, że jesteście na właściwym miejscu.
Ale jaki to ma związek ze związkami DDA?
To metafora związków osób z rodzin dysfunkcyjnych. Często słyszę od nich: „ja to mam pecha do fatalnych mężczyzn/kobiet”; „zawsze trafiam na zołzy/drani”. Zwykle te zdania dotyczą długotrwałych związków. Pamiętam wypowiedzi kilku osób, które zastanawiały się, jak mogły tyle czasu dać się oszukiwać, wykorzystywać, źle traktować. Kiedy patrzyły z perspektywy czasu na swoje związki, łapały się za głowę.
Kiedy dłużej rozmawiamy, okazuje się, że po drodze jednak pojawiały się bardzo fajne osoby. Tylko, że bliższe relacje z nimi, o ile w ogóle były, trwały bardzo krótko.
Większość osób zaczyna się zastanawiać, dlaczego „daje nogę” w momencie, kiedy ktoś się o nie zaczyna troszczyć, jest miły, nie manipuluje, zaczyna mówić o uczuciach. Widzą, że to jest nielogiczne, trudno im siebie zrozumieć. Tylko, że taki związek dla kogoś przyzwyczajonego do kłamstw, obojętności, przemocy jest jak znalezienie się na obcej planecie, bez czytelnego przewodnika, mapy, instrukcji obsługi. Czytelnego – bo zwykle ludzie wiedzą co nieco, na temat tego, na czym polegają dobre relacje, ale kiedy teoria przeradza się w praktykę, zaczynają się gubić. Wtedy włącza się ów wewnętrzny kompas, a może raczej GPS, który bezbłędnie prowadzi ich w znane rejony. I to ten GPS, a nie pech, jest odpowiedzialny za kolejny fatalny związek.
Czas na zmianę
Pierwszym krokiem do zmiany jest zdanie sobie sprawy z istnienia zgubnego schematu. To zwykle dzieje się na początku terapii. Potem trzeba zobaczyć, co tak naprawdę jest zaprogramowane w naszym GPSie, na jaki rodzaj złych planet kieruje – na niebezpieczne – które stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia? Czy może na jałowe, na których trzeba się będzie wszystkim zająć, pracować bez wytchnienia, dbać o wszystko? Następnie należy przeprogramować GPS – rozejrzeć się za przyjaznymi planetami, które często wyglądają dosyć niepozornie.
Ostatnim etapem jest uczenie się życia w nowym otoczeniu. Uczenie się komunikacji, zdobywanie nowych przyzwyczajeń.
Terapeuta i coach mają spełniać rolę przewodnika po tym procesie. Pomagają lepiej rozumieć siebie, zyskiwać większą świadomość, potem przeprowadzają przez proces uczenia się nowych sposobów funkcjonowania. Podobną rolę może spełniać grupa terapeutyczna lub treningowa.
To, co zostało zepsute przez jednych ludzi, może być naprawione w relacji z innymi. Trwa to zwykle długo, ale jest możliwe.
Pojawia się jednak pytanie – dlaczego niektórzy ludzie pomimo znalezienia dobrej planety, dobrego przewodnika, pomimo, wydawałoby się, dobrego zadomowienia w przyjaznym otoczeniu zaczynają rozglądać się za możliwościami ucieczki, z powrotem, do toksycznych miejsc?
Nie ma prostych odpowiedzi, bo ludzka natura jest mocno skomplikowana, ale istnieje pewna hipoteza.
Ale o niej za miesiąc.
A już dziś, jeśli czujesz, że przyszedł na dla Ciebie czas na zmianę, zapraszam Cię na terapię DDA i/lub DDD ze mną lub coaching, czy projekt rozwojowy do Moniki.
Pozdrawiam,
Bardzo dobry artykuł. Wiele wyjaśnia.
Spotkałam się z definicją, że „DDA jest jak kod genetyczny, wpisany w naturę naszego istnienia”, jako optymistka wierzę, że nie jest to stygmat ale dar – trudny – ale gdy się go zrozumie, da nam możliwość odkryć jasną stronę Mocy:)
Zgadzam się!
Świetny tekst! I trafna metafora… Wydaje się, iż aby użyć trafnej metafory należy zrozumieć istotę rzeczy. Cieszy fakt, że Autorka dobrze zna się na temacie DDA/DDD.
Dziękuję.
DDA powinni nauczyc sie milosci bezwarunkowej, zazwyczaj oczekujemy badz wymagamy czegos od drugiej osoby, a to nas gubi.Tylko prawdziwa milosc bezwarunkowa i wiara w Boga moze nas uratowac. Karma wraca za taka niby milosc od ktorej czegos wymagamy.
To chyba trudne, kochać bezwarunkowo…..
Zapraszam na dobrą grupę samopomocową DDA/DDD gdzie dowiesz się jak innym udało się zdrowe związki.