Kiedy dorastałem, lata dziewięćdziesiąte szły już pełną parą. PRL pamiętałem nieźle jednak, czas ten nie kontrastował jeszcze dramatycznie z tym co widziałem dokoła. Nowe smaki, zapachy, kolory – były czymś na pewno ciekawym, interesującym i przykuwającym uwagę, a jednak skłamałbym mówiąc, że było mi wtedy dużo lepiej niż przed ’89 rokiem. Aczkolwiek, na pewno – sporo się działo wokół mnie.
Jedna ze zmian była jednak szczególna.
Zniknął mój ojciec.
Nie tak naprawdę. Raczej … Metaforycznie. Znikał ratalnie i po kawałku.
Oczywiście jeździliśmy na wieś do dziadków, razem chodziliśmy na niedzielną mszę, jedliśmy wspólnie kolacje, mieszkaliśmy razem, lecz wyraźnie rzadziej był w domu popołudniami. W soboty też gdzieś jechał, coś robił. Lodówka była zawsze pełna. Nie chodziliśmy w dziurawych lub brudnych ubraniach, a jednak … częściej widziałem mamę niż tatę.
Trudno mi dziś powiedzieć czy mi go brakowało BARDZO czy po prostu żałowałem że go nie ma.
Bo jakby był, to by było fajnie.
Nie wiem.
Ale czułem różnicę.
Wiedząc dziś to co wiem o sobie (z psychologicznego, pedagogicznego i rozwojowego punktu widzenia), mam świadomość, że mając częściej obok siebie ojca, oraz mogąc częściej obserwować go w codziennych życiowych rolach, byłbym dziś innym człowiekiem. Może lepszym. Może gorszym.
Zdecydowanie jednak, byłbym innym człowiekiem i miał inne życie.
A piszę o tym bo…
Historia zatoczyła koło. To co jest naszym doświadczeniem w dzieciństwie, staje się często kontrapunktem do tego jacy myślimy, że będziemy w przyszłości. Wmawiałem sobie i ja, że „ … kiedyś będę INNY jako ojciec, że… będę BARDZIEJ się starał, że DAM WIĘCEJ czasu swoim córkom i synom. 100% uwagi – kiedy będą blisko. A kiedy będą daleko, zawsze będę o nich pamiętał i opiekował się nimi”.
Życie zweryfikowało dziecięce założenia.
No bo jak mamy być inni, lub radzić sobie lepiej skoro nasiąkamy nawykami, przyzwyczajeniami i odruchami naszego otoczenia. Również tego brakującego – szukamy bowiem wtedy zastępczych wzorców.
Patrząc na swoje dzieciństwo dziś, zaskakująco wiele pamiętam zawiedzionych nadziei, niedotrzymanych obietnic i odebranych nagród.
Bo nie tylko „wczorajsze” ale również, współczesne ojcostwo, to o wiele, wiele, więcej niż tylko zabawa, uśmiechy i przytulanie.
Teraz dodatkowo patrzę na to co było i jest z nowej perspektywy, będąc też w nowej roli a nawet – nowych rolach.
Dzisiaj ojciec nie jest tylko, jedynie, a nawet głównie rodzicem. Jest zlepkiem społecznych oczekiwań, mody w zakresie wychowania i rozwoju, sługą pogoni za sukcesem i ciągłym progresem, oraz tradycyjnym postrzeganiem – głowy rodziny, złotej rączki i ogólnie, samca Alfa.
Serio – znam takich.
A do tego wszystkiego jest gdzieś tam, głęboko schowany własny instynkt. Który już nie wie czy się odzywać, czy nie i w ogóle to chyba nie ma racji itd.
Ładnie ilustruje to pewna scena. Pewna szczególna scena z filmu „Fight Club” – rozmowa dwóch głównych bohaterów o ojcach, ich roli i wyborach których dokonujemy.
Czy faktycznie dzisiejsi faceci są wychowywani przez kobiety i wiecznie nieobecnych ojców?
Pomyślmy – spójrzmy na nasze rodziny, naszych znajomych.
Moje życie pełne jest codziennych, błahych mogłoby się wydawać , rytuałach – kładzenie spać chłopaków, lub wspólny obiad, albo koszenie trawy czy podlewanie kwiatów i krzewów.
Nuda, powtarzalność i przewidywalność.
A może Efekt Ekspozycji w czystej postaci?
Jak można oczekiwać jakości, bez ilości?
A ilości nie będzie i nie może być kiedy staramy się zachwycić, zadowolić i zaimponować wszystkim.
A przynajmniej sporej liczbie otaczających nas osób.
Ile umyka nam bezpowrotnie, np. kluczowych momentów? Ile tracimy chcąc być DOSKONAŁYMI?
Co do w ogóle znaczy; doskonały, czy idealny rodzic? Perfekcyjny ojciec? Czy to aby nie oksymoron?
Bo podejrzewam z każdym kolejnym dniem, kiedy mam obok siebie moich synów, że coś takiego jak ideał czy perfekcja w tej dziedzinie, nie istnieje.
Co więcej – błędy, które popełniamy (głównie w naszym mniemaniu) to nic innego jak błędy w oczach innych dorosłych.
A dziecko?
Dziecko uczy się również wtedy kiedy widzi nas sfrustrowanych, złych, smutnych i zagubionych.
Uczy się że to ludzkie.
Dajmy mu szanse, by mogło wynieść z dzieciństwa, trochę więcej niż tylko wspomnienie bajek, klocków Lego czy gier na konsoli.
Bądźmy wzorem dla dzieci, niech uczą się na naszym przykładzie. Przez wspólną zabawę pokazujmy im zasady współpracy, rywalizacji i … jak smakuje porażka.
Grajmy z nimi – czy w piłkę, czy w kręgle, czy w gry planszowe.
Pozwólmy by wchodziło w interakcje z innymi dziećmi – nie uczmy go, że najlepiej mieć swoje zabawki, bo wtedy nikt nic mu nie zbierze. Niech dzieli się tym co ma i w ten sposób nauczy się ufać ludziom, lub ten kredyt zaufania zmniejszać jeśli go zawiodą.
Internet i telewizja nas nie wyręczą.
Jednocześnie – dbaj o siebie, swoje zdrowie, kondycje i wygląd.
Niemożliwe?
Możliwe.
Jest jeden haczyk.
Zgadniecie jaki?
To bycie Tu i Teraz. Teraźniejszość.
Kiedy coś robicie w pracy, nie myślcie o domu, czy wyjeździe na ryby.
Kiedy jesteście na meczu z kolegami i „ładujecie baterie” to ograniczcie myśli o pracy, czy zastanawianie się jak jest w domu teraz.
Kiedy masz popołudnie na placu zabaw z dziećmi to wycisz telefon, nie sprawdzaj Facebooka’a, baw się z nimi, słuchaj ich i zwracaj uwagę na detale tego robi twoje dziecko.
Masz dzięki temu szansę, aby w przyszłości nie dziwić się „Kiedy on się taki stał?” „ Od kiedy ona tak się zachowuje?”.
Co więc teraz zrobić?
Usiądź w spokojnym miejscu, aby przez 10-15 minut nic i nikt ci nie przeszkadzało.
Weź kartkę i wypisz (uczciwie) co w ciągu ostatnich dwóch tygodni zrobiłeś ze swoim dzieckiem?
Potem przypomnij sobie jak się wtedy czułeś i o czym myślałeś?
Teraz czas na zastanowienie się, jak chcesz aby wyglądał wasz wspólny czas i co wpłynie na poprawę jakości tych chwil, twoim zdaniem?
Weź kalendarz i zaplanuj sobie czas z wyprzedzeniem, pamiętając przy tym, że różnie może się dziać (atak kosmitów, powódź czy trzęsienie ziemi), ale twoje dziecko ma priorytet.
I dopóki dosłownie NIE WALI SIĘ – bądź z nim lub nią.
Skupiony i obecny, nie spoglądając na zegarek.