Współcześni single i singielki, to ważny dla nas temat. Dlatego zdecydowaliśmy się na realizację programów rozwojowych przeznaczonych dla nich (Projekt Singielka, Pełną Parą do Pary, Z solo do duetu – projekt dla singli) i dlatego też, zdecydowaliśmy się oddać im głos na naszym blogu.

Jak Wam się podobał nasz pierwszy wpis z tej kategorii z zeszłego tygodnia – Współczesne singielki (i single) – okiem singla. Wpis gościnny?

Komentarze na naszym fanpejdżu Para Mieszana oraz w grupie Kierunek MIŁOŚĆ! pozwalają nam sądzić, że był on dla Was naprawdę interesujący.

Dziś, zgodnie z zapowiedzią prezentujemy Wam drugą część naszego mini-cyklu. Karolina pokaże nam, jak współcześni single, i singielki, prezentują się w świadomości nowoczesnej, przedsiębiorczej singielki.

Zanim jednak to zrobimy, przypominamy jeszcze raz, że:

Głos naszych gości jest ich własnym, niemoderowanym przez nas zdaniem i odzwierciedla ich poglądy i doświadczenia.
Para Mieszana jest platformą, która umożliwia wyrażenie różnych zdań w w tematach którymi się zajmujemy – nie muszą być one zbieżne w 100% z naszymi, tym niemniej stanowią ważny punkt w dyskusji.

Miłej lektury 🙂

 

Para Mieszana Współcześni single okiem singielki

 

Jakie jest życie obecnej singielki?

Kim jesteśmy, co robimy, jakie mamy zainteresowania, perspektywy i dlaczego… no właśnie, dlaczego jesteśmy same?

Jestem singielką i jestem z tego dumna. Tak brzmiałoby zapewne zdanie większości kobiet, które nie są w stałych związkach. Czy prawdziwe, tego należałoby zapytać każdej z nich z osobna. I dokładnie to zrobiłam. Zapytałam je – no może nie wszystkie, bo na napisanie tego wpisu miałam jedynie miesiąc 😉

Jakie jest więc życie obecnej singielki?

Jesteśmy w okolicach 30-stki, z bardzo dobrym wykształceniem, z bardzo dobrą pracą, wszystkie mamy pasje, którym oddajemy się w wolnych chwilach.

Te pasje to podróże, które łącznie z ich planowaniem pochłaniają gro czasu. Uwielbiamy wszelkie aktywności sportowe począwszy od biegania, jazdy na rowerze, na rolkach i nartorolkach (Olsztyn się kłania), akrobatyki, snowboardu, nart, pływania, żeglowania, fitnessu i siłowni… Praca, którą mamy daje nam satysfakcję, rozwija i oczywiście pozwala na spełnianie wszystkich marzeń oraz potrzeb.

Mamy puste lodówki bo dla jednej osoby nie opłaca się przecież gotować, a zawsze można zjeść na mieście lub zamówić tak bardzo modnego LunchBoxa, który dostarcza tyle kalorii żeby zmieścić się w ulubione spodnie. Oczywiście, to nie przeszkadza dojadać pomiędzy boxami, bo dodatkowe kalorie się przecież nie liczą 😉

Jesteśmy zadbane, świadome tego, że jak Cię widzą tak Cię piszą. Czy jest to próżne? Nie! Tak działa świat, że ludziom – nie, nie tylko kobietom – którzy dobrze wyglądają więcej drzwi stoi otworem. I to moi drodzy rozpoczyna wątek marki osobistej, o której innym razem.

Mamy marzenia i żyjemy zgodnie z nurtem Live your dream. Mamy przyjaciół – oczywiście singli – z którymi można konie kraść, z którymi podróżujemy i robimy wszystkie szalone rzeczy.

W tym samym czasie obserwujemy nasze koleżanki ze studiów, które są mężatkami – czy szczęśliwymi – przy niektórych przypadkach polemizowałabym, mają dzieci, i kiedy my na instagrama wrzucamy zdjęcia z koncertu, kolejnego city break, wyprawy na koniec świata, wernisażu, nauki wake’a, one wrzucają zdjęcia z dziećmi, które zjadły po raz pierwszy kaszkę…

BAM! Czy im zazdrościmy? Oficjalnie – absolutnie nie! Kto by tam chciał żyć w pieluchach, siedzieć w czterech ścianach z płaczącym dzieckiem i rozmawiać wyłącznie o kupkach i szczepionkach?

Niestety natura nas tak stworzyła drogie panie, że gdzieś tam głęboko czujemy ukłucie w sercu, że też byśmy tak chciały. Wspominałam, że jesteśmy po 30-tce? A zegar biologiczny tyka…

Problem jest jednak taki, że dane nam było posmakować „wolnego życia”. Powiesz może:

  • – „bzdury! Z moim dzieckiem można podróżować” – rzadko kiedy trafia się „bezproblemowy egzemplarz”, z którym z łatwością można przeżyć kilkunastogodzinną podróż samolotem
  • – „że niby jak mam dziecko, to nie jestem wolnym człowiekiem?” – nie, niej jesteś wolnym człowiekiem przez kilka miesięcy, bo masz przy sobie całkowicie uzależnionego od Ciebie małego człowieka i nie możesz robić, co Ci się żywnie podoba. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. Wręcz przeciwnie. Jestem pewna, że jest to cudowne uczucie.
  • – „co ona tam może wiedzieć, nie ma dzieci”? – Nie mam ale bardzo…bardzo…bardzo dokładnie obserwuję wszystkie dzieciate koleżanki i maluje mi się mało ciekawy obraz. Widzę kobiety, które są szczęśliwe na pokaz, a kiedy szczerze rozmawiamy mówią, że kochają swoje dziecko najbardziej na świecie, ale zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażały.

Często są sfrustrowane, zabiegane. Zapominają o własnych potrzebach. Zawsze wtedy wyobrażam sobie konsekwencje takiego zachowania za lat 30, kiedy będziemy starsi i obudzimy się z palcem w nocniku, że żyliśmy życiem naszych dzieci, a nie swoim.Widzę ich tęskne spojrzenia kiedy opowiadam jak mi minął dzień, ale… one za to widzą moje tęskne spojrzenie kiedy ja widzę jak ich dziecko łapie je za szyje i mówi „mamo, kocham Cię”. Czy to jest kwestia wartości i priorytetów, że jedne z nas wybierają życie rodzinne? Czy może raczej samoświadomości singielek, że wybierają wygodę i egoistyczne życie?

Tak, jestem egoistką i jest mi wygodnie z takim życiem jakie mam. Często słyszę „chciałaś, to masz i nie narzekaj”.

Czy w takim razie powinnam iść za radą innej koleżanki, która powiedziała „wiesz, młodsza już nie będę. Ty też nie” i bardzo precyzyjnie zaplanowała ślub i ciążę bo to już najwyższy czas? To nie jest tak, że nasze życie jest fantastyczne, a Wasze beznadziejne. Jak zwykle trawa jest bardziej zielona u sąsiada. My zazdrościmy Wam faceta przy boku, stabilnego życia, dziecka, tych codziennych momentów, tych sprzeczek i godzenia się. Macie do kogo wracać wieczorem do domu, do kogo się przytulić kiedy macie problem, a my? Tak, a my mamy koty.

 

Para Mieszana Współcześni single okiem singielki

 

Badania wskazują, że 66% singli poszukuje stałego związku. Plotka miejska głosi natomiast, że w metropoliach na 1 singla przypadają … 3 singielki!!!

Skąd to się bierze? Moja teoria jest taka, że kobiety chcąc się kształcić wyjeżdżają do dużych miast i tam zostają. Mężczyźni natomiast wracają i prowadzą np. firmy rodzinne lub gospodarstwa. Wracają do miejsc, gdzie większość wykształconych kobiet jest w dużych miastach. I tak powstaje oto program „Rolnik szuka żony”. Zwracam w tym miejscu uwagę na to, że przeciętny rolnik to nie jest jak kiedyś – chłop małorolny, tylko wykształcony przedsiębiorca z jasną wizją rozwoju.

No dobrze, trzy na jednego. Jak wygrać w tej dżungli?

Pierwszy trop pada na TINDERa. Nie mogłam nie wspomnieć o tej aplikacji przypominającej sklep z zabawkami.

Znam pary, które się tam poznały i wygląda na to, że wiedzie im się całkiem nieźle. Przeprowadzając szybką statystykę – 20% męskich profili szuka BDSM, 50% szuka ONS, zostaje 30% które można rozważyć.

Brak zdjęcia – lewo, brak opisu – lewo, rudy – lewo (miałam kiedyś rudego faceta, był przystojny, fajny… ale litości, jeśli jestem w sklepie z facetami wybieram sobie ideał!), za niski (to jest ponoć ważne) – lewo, za gruby – lewo, zdjęcie przy samochodzie – lewo, zdjęcie z głupią miną – lewo, Bob budowniczy – lewo, zdjęcie z pięknym uśmiechem – lewo – Uuuups!!! Miało być w prawo!! W prawo!! O jezuuu! Nie da się cofnąć?! On był przecież idealny!

Tylko, że nasz kciuk jest tak wyćwiczony w lewo, tak mało uwagi poświęcamy kolejnym osobom, że właściwie Tinder jest kolejnym AngryBirds przed snem niż aplikacją randkową.

A teraz najlepsza statystyka – 99% mężczyzn, z którymi zostałam „zmaczowana” nie odpowiada na wiadomość.

Ergo – strata czasu.

Jakiś czas temu znajomy wsadził kij w mrowisko zadając pytanie na FB „dlaczego inteligentne, wykształcone, atrakcyjne kobiety są singielkami”. Zawrzało w komentarzach, a jeden z nich brzmiał „ciekawe, gdzie są te inteligentne, wykształcone, atrakcyjne kiedy jestem w piątek na Mazowieckiej”.

Mazowiecka! Gapa ze mnie, że nie wpadłam na to wcześniej. Tak, Mazowiecka z pewnością będzie „fantastycznym” wyborem. W moim przekonaniu jeszcze większa strata czasu niż Tinder. To taki Tinder, tylko na żywo.

Poczułam się jawnie dotknięta i o ile rzadko wchodzę w takie dyskusje odpowiedziałam: „inteligentne, atrakcyjne… w piątek wieczorem mają ciekawsze zajęcia niż chodzenie na Mazowiecką”.

Tak dużo robimy, poznajemy tyle ludzi, że problemu większego nie ma. Kolejny wyjazd na narty i nagle bang, bang! Pojawia się on… „pan wymarzony”, „Mr BIG” lub jak kto woli „Mr Grey”. Staje na naszej drodze, nogi robią się z waty, oczy zamieniają się w masło, a w brzuchu szaleją motyle.Nasze spojrzenia się krzyżują, czuję chemię. Podchodzę, przedstawiam się, zagaduję. Nadajemy na tych samych falach, mamy podobne problemy – oboje prowadzimy biznes. Rozmawiamy pół nocy (tak, rozmawiamy! Kobiety potrzebują rozmawiać, potem możecie nas zaciągnąć do łóżka 😉 ). Jest fantastycznie. Jestem szczęśliwa bo wiem, że wreszcie trafiłam. Tak, zaspakajając Waszą ciekawość idziemy do łóżka. Bingo! Dopasowanie w łóżku – check! Unoszę się nad ziemią. Następnego dnia spędzamy cały dzień razem na stoku. Ciąg dalszy nastąpił. Jest czuły, opiekuńczy. Nawet nie mam przy nim zapędów żeby rządzić, tylko pozwalam mu na to, żeby czuł się mężczyzną.

 

Para Mieszana Współcześni single okiem singielki_narty

 

Wieczorem jest organizowana impreza dla wszystkich. Odstrzeliłam się, mała czarna idealnie wygląda na moim fit ciele, do tego czarne szpilki, czerwona szminka, rozpuszczone blond włosy i można ruszać na podbój świata. Wchodzę pewnie do sali, widzę go, stoi na wyciągnięcie ręki…ale zaraz, zaraz. On nie patrzy na mnie. On patrzy na tą głupią dziunię z gołym brzuchem, mini i tlenionych włosach, ze szponami tak długimi, że na pewno można nimi sobie włosy czesać. Co jest grane? Podchodzę do niego, już nie patrzy na mnie jak w ciągu dnia. Wita się i rzuca tylko „złapiemy się” i radośnie bieży do tlenionej dziuni. Zaczynają tańczyć i zdecydowanie taniec wygląda jak gra wstępna…

Co ja zrobiłam nie tak? W czym ona jest lepsza ode mnie?

O nie nie… to są błędnie zadane pytania. Nie tędy droga. To nie z nami jest coś nie tak. My po prostu nie trafiłyśmy na odpowiedniego mężczyznę.

Kilka miesięcy później spotkałam się na kawę z moim „panem wymarzonym”. Męczyło mnie, o co właściwie chodziło. Potrzebowałam szczerego feedbacku. Chciałam to dostałam.

„Ciało by chciało, ale głowa nie. Słuchaj, ja nie chcę mieć w domu takiej inteligentnej kobiety. Ja chcę wracać do domu i mieć święty spokój, a nie rozmowy o biznesie, czy jakieś filozoficzne rozkminy o czasoprzestrzeni. Poza tym ja nie wiem do czego ja jestem Ci potrzebny”.

Szach mat. Pozamiatane. Finito.

Przecież nie zmienię tego, kim jestem tylko po to żeby dopasować się do wyobrażenia mężczyzny. Ale to nie o to chodzi i dobrze to wiem. Może w takim razie swoimi przekonaniami przyciągam nie tych, co potrzeba. Może za bardzo to analizuję, może powinnam po prostu wyluzować i kiedy zrobię miejsce i porządek w swoim życiu odpowiednia osoba zjawi się jak przy pomocy czarodziejskiej różdżki?

A czy ja zadałam sobie pytanie czego właściwie chcę? Kogo chcę, z kim chcę dzielić to moje jedyne i niepowtarzalne życie?

Bardzo rzadko świadomie zastanawiamy się i rozmawiamy z potencjalnym partnerem o tym, czego w życiu chcemy, jakie mamy cele i priorytety, do czego dążymy.

Pewne jest, że poprzez emancypację kobiet poszłyśmy bardzo do przodu. Przemy, upadamy, podnosimy się, idziemy dalej. Nie zważamy na przeciwności losu, bo coraz częściej powtarza nam się, że musimy być silne. Nie tylko my – singielki, ale też wszystkie kobiety, bo wszystkie zmagamy się z problemami współczesnego „perfekcyjnego świata”.

Kobiety nigdy wcześniej nie były tak stanowcze, silne i niezależne. W tym wszystkim są mężczyźni, którzy mam wrażenie czują się zagubieni. Na przestrzeni zaledwie kilku dekad kobiety zrobiły kosmiczny przeskok, a oni zostali w miejscu.

Tak, jak singielki nie mogą znaleźć odpowiedniego mężczyzny, bo wymagają „czułego barbarzyńcy”, tak i kobiety w związkach często nie są rozumiane przez swoich mężczyzn bo potrafią położyć silikon w łazience, skręcą meble, naprawią kran…

Jak to? Przecież to jest domena mężczyzn, a kobieta nawet jeśli potrafi to powinna siedzieć cicho i powinna dać się wykazać swojemu samcowi alfa. Przecież to jest teatr, udawanie, pic na wodę!

Czasy się zmieniły. Kobiety coraz rzadziej potrzebują mężczyzny „po coś”. Żeby zapewnił bezpieczeństwo, żeby utrzymał rodzinę, ponieważ same są w stanie to zapewnić. Natomiast coraz częściej potrzebują partnera do wspólnego życia, który będzie traktował je na równi, a wzajemnie będą mieli na uwadze własne słabości wynikające z różnicy płci.

To najtrudniejszy tekst, jaki kiedykolwiek pisałam. Nie jestem w stanie odpowiadać za każdy pojedynczy przypadek. Na pewno niejedna osoba powie – co za bullshit, gadanie paniusi z miasta. I będzie miała rację. Ale jestem pewna, że wiele utożsami się z tym tekstem.

Moją intencją przede wszystkim było czasami w jaskrawy sposób, ale jednak pokazanie, że singielki nie są heterami, za jakie się je często ma – „Silna, niezależna, i z kotem”. Tylko silnymi kobietami, którym przyszło żyć w takim, a nie innym świecie. Musiały się dostosować do zmieniającego się świata i za tą ewolucję płacą wysoką cenę, ponieważ nikt nie powinien być i ostatecznie nie chce być sam.

 

I jak?
Macie takie same przemyślenia, podobne, a może zupełnie inne?
Zachęcamy was do wyrażenia swojego zdania i komentowania.
Może zaprosimy was do kolejnego wpisu?

Pozdrawiam,

Monika Hajdenrajch Para Mieszana

 

 

 

Monika Hajdenrajch