Kiedy przypominam sobie swoich dziadków, coraz rzadziej widzę wspomnienia w formie filmu – zbioru zdarzeń i tego co pomiędzy. Coraz częściej mam przed oczami poszczególne elementy, coś co szczególnie mocno zapisało mi się w pamięci. Jest jesienne przedpołudnie – w zasadzie już zima. Śnieg niedługo zacznie prószyć, a północny wiatr już sprawia że zimny podmuch dociera do kości, przez wszystkie tekstylia. Zapach naftaliny, unosi się pod sklepienie, barokowego budynku. Mam sześć lub siedem lat i stoję na chórze w kościele, pośród mazowieckich pól i lasów. Organista spogląda na mnie srogo i z powagą – wiem, że mam być cicho. Powaga i nienaganna postawa. Powaga – tak mi się zdaje, chociaż wiem, że to maska, pod którą czeka na mnie uśmiech i zmrużone oczy. Do melodyjnej i czystej gry, dodaje po kilku chwilach wyćwiczony przez dziesięciolecia głos, który niesie się przez nawę główną, przez nawy boczne, aż pod ołtarz.

Mój dziadek.

 

Para Mieszana Dziadek

 

Inne miejsce – inny czas – inny dziadek

 

Wiek przedszkolny, ale raczej wcześniej – dziadek zabiera mnie na wakacje do jednego z „państwowych” ośrodków wypoczynkowych – chyba Mazury. Pytam dziadka czy możemy iść na lody (pora śniadania) – dziadek jest ZA. Ponawiam pytanie w kontekście obiadu – dziadek nie oponuje. W okolicach kolacji sprawdzam czy mogę poza lodami zjeść też ciastko – dziadek wyjmuje portfel. Kiedy rodzice przyjeżdżają, kilka dni później i delikatnie tłumaczą dziadkowi, że tak „nie wolno” on wyjaśnia, że są wakacje – wolno się bawić pełną gębą, a jak nie ma wakacji i jest się w domu to jest normalne życie i praca.

Work hard – Play Hard. W wydaniu PRL.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to świetna zasada.

Każdy z nas ma wspomnienia dotyczące roli dziadka w naszym życiu – lub też jego braku. W duecie z babcią, są kombinacją perpetuum mobile do rozwiązywania problemów wnucząt. Opieka okazjonalna, powtarzanie i odrabianie lekcji, wakacje, ferie, niedzielne obiady. Prezenty, zabawy i rozpieszczanie – surowość, poszanowanie zasad, powaga. Jedno i drugie na równi, lub w zmieniających się proporcjach.

 

Czego się nauczyłem od dziadków?

 

Wspominając swoich dziadków – zastanawiam się czasem, czego się od nich nauczyłem. Czy jest coś w czym byli dla mnie wzorem, co pozostało mi po nich do dziś i towarzyszy mi w życiu. Jest coś takiego – to obserwacja ich relacji iż własnymi dziećmi. Patrząc na moich dziadków (i babcie) widzę jak wielką miłością i szacunkiem darzyli ich moi rodzice. Pamiętam jak mój ojciec, golił swojego tatę kiedy ten był w szpitalu. Pamiętam jak moja matka, opiekowała się swoją mamą, w jesieni jej życia. To, co zostało mi po dziś dzień, to obraz tego, jak chciałbym być traktowany przez własne wnuki i to między innymi wpływa na moje zachowanie i relacje z moimi synami. Obraz tego, że potem oni będą kształtować kolejne pokolenie „Kowalskich”, a mnie przypadnie w udziale być tylko delikatnym wsparciem – odciążeniem rodziców tam gdzie oni sami nie dadzą już rady. Być dziadkiem, to również mieć możliwość (wedle niektórych) naprawić własne błędy. Czyż dziadkowie nie są od rozpieszczania, jak często słyszymy? Pomimo, iż dziadkowie i babcie od wielu lat, nie są już ze mną – patrzę na swoich rodziców którzy odkąd stali się dziadkiem i babcią, zmienili się i pod pewnymi względami – są chyba lepszymi opiekunami teraz, niż byli wcześniej. Z większym dystansem, doświadczeniem i … cierpliwością.

A jak u was??

Macie jakieś wyjątkowe wspomnienia związane ze swoim dziadkiem?

Dajcie, proszę znać w komentarzach.


Łukasz Kowalski

 

 

 

Łukasz Kowalski